Tusk i Obama

W końcu stało się to, na co czekały rzesze ludzi po obu stronach Atlantyku – Tusk i Obama popadli w tarapaty. Obaj zresztą na nie rzetelnie zapracowali; tak w każdym razie uważają obydwie prawice – polska i amerykańska. Polska prawica w pierwszym rzędzie obwinia Tuska o Smoleńsk; Obama jest obwiniany przez nią o tarczę, a raczej o jej brak. To z powodu tej luki w europejskiej fortecy Putin ostatnio tak zhardział i staje okoniem w sprawie Syrii, a Polsce nie chce oddać wraku. Z Mittem Romney’em inaczej by to wyglądało, ale cóż, jak głosy są liczone na ruskich serwerach, to wybory wygrywa Kenijczyk.

Smoleńskiem Obamy jest Bengazi. Prawica amerykańska twierdzi, że to przez niego zginął tam w ubiegłym roku ambasador USA i trzech innych Amerykanów. Niemniej już od dawna jest jasne, że na Bengazi i na Smoleńsku nie da się zbudować skutecznych narracji, które wymiotłyby Obamę i Tuska z Białego Domu i z Alei Ujazdowskich. Życie na szczęście wciąż dostarcza nowych, dobrze rokujących sposobności wysadzenia obu panów z siodeł. Szkopuł polega tylko na tym, że dopiero w praniu, to znaczy w mediach, okazuje się, czy coś z tego wyjdzie, czy też jak zwykle trzeba będzie obejść się smakiem. Dlatego media muszą harować dzień i noc, żeby sprostać nawałowi brudów do prania.

Na Obamę prawica szykuje w tej chwili dwa nowe haki. Pierwszy hak to skandal w amerykańskiej skarbówce, która w okresie przedwyborczym nękała audytami podatkowymi działaczy prawicowej Tea Party. Drugi hak to ujawnione przez byłego funkcjonariusza praktyki amerykańskiej służby bezpieczeństwa, polegające na przechwytywaniu korespondencji e-mail i rozmów telefonicznych. Podobnie jak w przypadku afery Iran-Contras za czasów Reagana, sprawa rozbija się o pytanie, czy prezydent wiedział o domniemanych nieprawidłowościach. Z odpowiedzi Obamy wynika, że o audytach nie miał żadnej wiedzy, a kontrola telefonów i poczty internetowej ograniczała się jedynie do rejestracji rozmów i wyłuskiwania słów kluczowych, bez wnikania w treść korespondencji. Ponieważ w uszach prawicy brzmi to za dobrze, żeby było prawdą, medialne pranie brudów trwa nadal i być może dopiero z wyżymaczki (przesłuchania w Kongresie) wyjdzie naga prawda. Ale żeby do tego doszło trzeba się jeszcze zdrowo napracować. Demokratów, a wśród nich mnie, napawa otuchą fakt, że Reagan się wybronił, pamiętamy jednak, że Reagana nie grillowali Republikanie, i to nam tę otuchę odbiera.

Premierowi Tuskowi polska skarbówka jak dotąd nie narobiła bałaganu. U nas w przeciwieństwie do USA nikt nikomu nie zagląda bezczelnie do kieszeni. Ostatnio wprawdzie wzięto trochę na widelec pod tym kątem prezesa PiS, ale przecież Jarosław Kaczyński nie jest nikim i to się nie liczy. Prawica w odwecie za takie głupstwo wytoczyła od razu najcięższe działa, wytykając premierowi i jego żonie ubieranie się za pieniądze Platformy. Rzecz jasna tego rodzaju zagrywki nie są w stanie poważnie osłabić pozycji Tuska. Również służby wywiadowcze nie przysparzają – odpukać – premierowi kłopotów. Polscy obywatele mogą spać spokojnie, bez obawy, że im Wielki Brat grzebie w komputerach i telefonach. W ogóle mam wrażenie, że słupki Platformy poleciały w dół właściwie nie wiadomo dlaczego. Premier, owszem, miał szereg niefortunnych wypowiedzi, jego ministrowie, owszem, trochę się pokompromitowali, te 6 milionów na koncert Madonny i te hece z zegarkami były zupełnie niepotrzebne. Ale z mnogości takich obciachowych zajęcy politycznych w żaden sposób nie da się skleić jednego solidnego politycznego konia, który mógłby zdeptać aktualny polski rząd i wykopać go z gry. Chyba nie warto też liczyć na to, że Polacy zjednoczą się ponad podziałami przeciwko Tuskowi ze strachu przed zakazem finansowania partii politycznych. Nie wiem, kto zaczął pierwszy mówić o tarapatach Tuska, ale to, że są to dęte tarapaty, widzę gołym okiem.

 

 

Dodaj komentarz