Jak przyjaciele Anne Applebaum zniszczyli demokrację?

Odpowiedzi na tytułowe pytanie dostarcza brytyjski publicysta Nick Cohen w artykule opublikowanym 12 lipca na portalu internetowym dziennika The Guardian.

Anne Applebaum, jak powszechnie wiadomo, jest wzorową demokratką, rozumiejącą lepiej niż ktokolwiek na świecie, co jest prawdziwą demokracją, a co nią nie jest. Gdybym chciał przypisać żonie naszego posła do Parlamentu Europejskiego polityczne prostactwo, stwierdziłbym po prostu, że według niej demokracja jest wtedy, gdy rządzą nasi (Komorowski i Obama), nie ma jej natomiast, gdy rządzą oni (Duda i Trump). Trudno jednak zarzucać prymitywizm polityczny osobie, która sama wyznała Nickowi Cohenowi, że zanim została wzorową demokratką, oglądała świat oczami zwolenniczki Partii Republikańskiej i PiS. Ktoś, kto zgłębiał życie polityczne po obu stronach barykady nie może być zwykłym prostakiem. Można by się wprawdzie czepiać, że sympatia Anne Applebaum do ciemnogrodu uwiędła, gdy jej mąż stracił stanowisko ministra spraw zagranicznych w rządzie PiS i musiał przejść na jasną stronę mocy czyli do PO. Ale po co się czepiać, skoro transfery zdarzają się nawet najlepszym – vide Roman Giertych czy Michał Kamiński.

Nieważne zresztą, że państwo Applebaumowie być może kierują się osobistą urazą stając po tej czy po tamtej stronie. Istotne jest to, że poznawszy od podszewki, jak to jest być republikaninem czy pisowcem, mogą teraz autorytatywnie i ze zrozumieniem rzeczy oceniać poczynania dawnych przyjaciół, którzy wyprowadzili demokrację na skraj przepaści. Nick Cohen w swoim artykule daje na zachętę wzięty z ostatniej książki Anne Applebaum opis przyjęcia wydanego 31 grudnia 1999 roku w chobielińskim dworze. Uczestniczący w nim Polacy, Brytyjczycy, Amerykanie i Rosjanie mieliby zdaniem Cohena prawo powiedzieć, że odbudowali zrujnowany świat. Wszak w przeciwieństwie do ówczesnej lewicy stanęli jak jeden mąż do walki z sowiecką tyranią, poparli wolny rynek, wolne wybory i rządy prawa w demokratycznych krajach należących do UE i NATO, gdyż obiecywało to lepsze życie ludziom zagrożonym rosyjsko-chińską dominacją, islamizmem i globalnym ociepleniem. Wszyscy byli tacy młodzi i szczęśliwi – czuli się zwycięzcami historycznej batalii. A teraz?

Teraz – pisze Cohen – republikańscy przyjaciele Anne Applebaum są podzieleni między pryncypialną mniejszość – która wie, że pokonanie Trumpa to jedyny sposób na uratowanie amerykańskiej konstytucji – i całą resztę, która z trumpizmem kolaboruje jak niegdyś kolaborowano we Wschodniej Europie z sowieckimi najeźdźcami.

Nie wyrżnąłem w tym momencie swoim wiernym laptopem o ścianę tylko dlatego, że on rzeczywiście jest wierny i że ściany też mi było szkoda. Poza tym chciałem się dowiedzieć, co też skłoniło małżonkę Radka Sikorskiego do opowiedzenia się początkowo po niewłaściwej stronie. Otóż skłonił ją do tego czar roztaczany przez dyletancki angielski konserwatyzm. Myślała sobie: „Ci ludzie nie biorą siebie na serio i nigdy nie będą w stanie wyrządzić poważnych szkód”. Poznała osobiście ludzi z kręgu Margaret Thatcher, którzy cieszyli się powszechnym autorytetem. To oni w osiemdziesiątych latach wsparli walkę wschodnioeuropejskich dysydentów z sowiecką potęgą i wydawało się, że wierzą w demokrację. Dlaczego miałaby im nie ufać? Jak mogła przewidzieć, że thatcheryści pewnego dnia przyjmą ordery od Viktora Orbána, który właśnie zaprowadził na Węgrzech dyktaturę, nie tak daleką od jedno-partyjnych komunistycznych reżimów?

Spytałem ją – pisze Cohen – jak wyglądało wtedy życie brytyjskiej prawicy.

Było fajnie! – odpowiedziała.

Podobnie uwiódł państwa Applebaumów (oraz Wielką Brytanię) Boris Johnson, który w prywatnych rozmowach z nimi niby przejmował się globalnymi zagrożeniami dla demokracji i twierdził, że jak każdy poważny Brytyjczyk nie chce brexitu, by potem własnoręcznie go finalizować.

Kryzys 2008 roku i brexitowe referendum przepełniły czarę goryczy, Anne Applebaum przestała głosować na republikanów i brytyjskich konserwatystów, a po nominacji Trumpa już na dobre przeszła do liberalnej opozycji. Teraz, gdy w oczach europejskiej i amerykańskiej prawicy jest czarną owcą, Nick Cohen nie wątpi, że wielu polskich uczestników pamiętnego przyjęcia w Chobielinie złamałoby sobie kariery przyznając się obecnym szefom, że kiedyś siedzieli przy jej stole.

Anne Applebaum zdaniem Cohena jest w pełni świadoma powodów, dla których zachodnie społeczeństwa odwracają się od demokracji. Lecz jednocześnie jest zmęczona powszechnym na lewicy przekonaniem, że zwolennicy Trumpa czy Kaczyńkiego to po prostu konformiści o mózgach wypranych przez internet i partyjną telewizję, gdyż przekonanie to nie tłumaczy, jak zaczął się dzisiejszy populizm. Liderzy populistycznych ruchów nie byli przecież z małych, zapyziałych miast. Byli mieszkańcami metropolii, posiadającymi dyplomy czołowych uczelni. Znane Anne Applebaum osoby nie były bynajmniej nudnymi karierowiczami, za to przepełniał je ciemny niepokój. Mogą one pozować na trybunów zwykłych ludzi, ale kiedyś należały do intelektualnej i wykształconej elity. Nie ma nic wspólnego z prawdą ich dewiza głosząca, że ludzie skądś wystąpili przeciwko ludziom znikąd. Applebaum i Cohen nie mówią tego wyraźnie, ale w ich słowach łatwo daje się wyczuć inteligencką chęć wykrzyknięcia: Taka dewiza to już nawet nie populizm, a czysty nacjonalizm!!! Na jakiej bowiem innej pożywce wyrosłaby smoleńska teoria spiskowa? Skąd by się wzięły antyimigrancka histeria i antysemityzm? Co nakręciło nienawiść do społeczności LGBT? Z wywodów Cohena i Applebaum jednoznacznie wynika, że siłą napędową każdego z tych zjawisk było nacjonalistyczne odchylenie w republikańskich i pisowskich kierownictwach.

Z tym, że sam nacjonalizm oraz idące za nim jak za panią matką bigoteria i rasowe uprzedzenia nie wystarczyłby według tej dwójki do wytrącenia byłych przyjaciół Anne Applebaum z demokratycznej rodziny. Tu niezbędny był jeszcze jeden składnik – wspomniany już ciemny niepokój dręczący część intelektualnej i wykształconej elity. Część gorszą, gdyż odwołującą się do nacjonalistyczych ciągot zwykłych ludzi. Zarządzanie prawdziwą demokracją wymaga wysokich kwalifikacji. Można akceptować ten wymóg, jeśli chce się żyć w kraju rządzonym przez utalentowanych ludzi. Co jednak robić, gdy nie jest się utalentowanym człowiekiem? W szeregach gorszej części elit nie brak osób z talentem. Co z tego, skoro drąży je robak zwątpienia w związku z brakiem zaproszeń do CNN i Gazety Wyborczej. Osoby te czują się uprzywilejowane, ale w niewystarczającym stopniu. Zdaniem zapraszanej regularnie do tych redakcji Anne Applebaum właśnie ów niepokój i niedosyt rzuciły jej byłych przyjaciół w odmęty populizmu. Gra nie toczy się między ludźmi skądś i ludźmi znikąd, lecz między dwiema elitami.

Pół biedy, gdyby populizm z kretesem przegrał, ale on zwycięża. Rodzący się w ten sposób autorytaryzm niszczy wszystko, w co nawrócona Anne Applebaum wierzyła. Prawdą nadal pozostaje, że autentyczną demokrację mogą tworzyć jedynie ludzie tacy jak Hillary Clinton czy Rafał Trzaskowski. Dopóki jednak przy władzy są mętne figury w rodzaju Dudy i Trumpa, można mieć tylko nadzieję, że ludzie dobrej woli nie przegapią swojej szansy, gdy ta w końcu się pojawi. Kto jak kto – konkluduje Nick Cohen – ale zaprzyjaźniona kiedyś z populistami i dlatego znająca ich jak zły szeląg Anne Applebaum na pewno będzie w stanie taką szansę swym nowym przyjaciołom wskazać.

https://www.theguardian.com/books/2020/jul/12/anne-applebaum-how-my-old-friends-paved-the-way-for-trump-and-brexit

2 myśli w temacie “Jak przyjaciele Anne Applebaum zniszczyli demokrację?

  1. Matkę Polkę o nazwisku Applebaum znam skądinąd. Pulitzer’ki, Sołtysowej z Chobielina, Szyi kręcącej głową przedwcześnie namaszczoną na szefa NATO, nie można było pomijać milczeniem na blogach uchodzących za nadwiślańskie salony.
    Otchłań jej intelektu poznawać zacząłem od tokowania słowem pisanym o ,,złodziejach naszego majątku narodowego”. Później było paranoiczne larum ostrzegające świat przed nazizmem Orbana i naszyzmem JarKacza.
    Kręgosłup moralny nie stanowił zagadki. Raczej jej rozwiązanie oparte na nieskomplikowanej prostocie. Opierał się bowiem na; judeocentryzmie-co zrozumiałe, palestynofobii-czego nie ogarniam (o ile nie jest to chodzenie po ścieżkach męża wyrażającego się pogardliwie o mieszkańcach Palestyny; ,,plastelińczycy”!?) i na rusofagii.
    Gdy dała upust rusofagii porównaniem państwa rosyjskiego do ,,nocnika”, z którego wraży Putin zabrania czerpać jej zamożnym pobratymcom-uciekłem w amnezję.
    Zrobiłem reset szarych komórek. Do dziś usuwam zawirusowane kobyłą trojańską ,,Anne Applebaum”.
    Mam dość głosu ,,cepów dobiegających z chobielińskiego klepiska”.

    Coś p. Nick Cohen zajeżdża parabolicznie. Jakby z obawy o długie ręce męża Matki Polki do dziś ponoć biegającego z kałachem. Bo wątpię, by obawiał się chobielińskiego cepa intelektualnego.

    Polubienie

  2. Wkładu Nicka Cohena w dzieło naprawy świata też nie da się przecenić. Jestem więc o niego spokojny. Ze strony państwa Applebaumów nic mu nie grozi.

    Polubienie

Dodaj komentarz