Kowalski wstydzi się za swój rząd

Marek Ostrowski z „Polityki” ubolewa, że decyzja o przyjęciu 5 tys. uchodźców została na Polsce wymuszona. Opozycja używa innego słowa – według niej decyzja ta została nam narzucona.

Subtelna różnica polega na tym, że zdaniem obozu postępu Polacy bez przymusu nie podjęliby decyzji o przyjęciu uchodźców, podczas gdy zdaniem opozycji takich decyzji nie powinno się Polsce narzucać, ponieważ Polaków stać na podjęcie suwerennego postanowienia, żeby uchodźców przyjąć.

Powtarza się historia z czasów Traktatu Wersalskiego. Wtedy chodziło o mniejszości narodowe, a konkretnie o artykuł 12 traktatu, który nakazywał Polsce obowiązek zapewnienia wszystkim mniejszościom podstawowych praw obywatelskich. Miało się to odbywać pod kontrolą Ligi Narodów. Podobnie jak dzisiaj, Polacy zareagowali na takie dictum oburzeniem. Pisał o tym polski historyk Jerzy Tomaszewski:

Reakcje polskie były jednoznacznie negatywne, Paderewski przemawiał w Sejmie 30 lipca 1919: Narzucone nam prawa mniejszości narodowej odczuwaliśmy żywo, jak je Polak odczuwać powinien. Bo czyż wypadało postąpić tak z wielkim, starym i cywilizowanym narodem, jakim my jesteśmy. Czy wypadało w tej Polsce, która od 800 lat była bezpiecznym schronieniem dla wszystkich prześladowanych w religii i wierze, która była bezpiecznym przytułkiem dla wszystkich uciemiężonych ludów i plemion, która zawsze tuliła do czystego łona wszystkich co cierpieli, ba, nawet i żmije. Czy wypadało jej narzucić prawa i porządki wewnętrzne, jak jakiemuś małemu, pierwotnemu i barbarzyńskiemu narodowi?

Nie wygłaszał tych słów Dmowski, wygłaszał je Paderewski, ówczesny premier i minister spraw zagranicznych, człowiek bez zastrzeżeń postrzegany jako postać stojąca po „jasnej stronie mocy”. Ale Dmowski się z nim solidaryzował. Dzisiaj w sprawie uchodźców nie ma wspólnego frontu, opozycja wierzy w Polskę i Polaków, natomiast obóz postępu ani trochę.

Narzucenie Polsce artykułu 12 do niczego dobrego nie doprowadziło, narobiło tylko złej krwi. W listopadzie 1920 roku Sejm odrzucił projekt żydowskiej autonomii. W 1934 Polska zawiesiła stosowanie artykułu 12, przedtem były pogromy, zabójstwo Narutowicza, bojkoty żydowskich sklepów, to samo spotkało żydowskich adwokatów i lekarzy, zaczęły się hece z gettami ławkowymi, poszły w ruch korporanckie laski, zginęło paru żydowskich studentów. W 1937 w ministerstwie wyznań zapadła oficjalna zgoda na wprowadzanie ławkowych gett, co rzekomo miało zapobiec ekscesom, uczelnie wprowadziły kwoty (numerus clausus), zakazy studiowania (numerus nullus), w 1938 akademicki syf osiągnął kolejny stopień ohydy w postaci nakazu niemianowania Żydów na stanowiska naukowe, praktyki te ustały dopiero z upadkiem państwa polskiego, kiedy weszli Hitler i Stalin, a dalej to już wiadomo…

Nie twierdzę, że bez 12 artykułu tego wszystkiego by nie było. Może by było, a może nie. Niemniej budzenie dzisiaj złych emocji w tylu krajach na raz, szczególnie w Niemczech, nie jest zbyt bezpieczne.

Nie łudźmy się – Niemcom też narzucono przyjęcie uchodźców. Oni nic nie mówią, ale swoje myślą. Przywódcy czołowych państw Unii demonstrują urzędową gotowość otwarcia się na przybyszów, ale ich zapał niekoniecznie jest podzielany przez zwykłych Europejczyków. Kto wie, co naprawdę czuje przeciętny Hans, Pierre albo Marcello. Może czuje to samo, co przeciętny Kowalski czy Kovács, to znaczy niechęć i złość. A występowanie takich uczuć w skali masowej bywa wybuchowe. Kovács od wczoraj dodatkowo jest wkuty, że Polska wyłamała się z czwórki Wyszehradzkiej. Nie taka była umowa! Kowalski wstydzi się za swój rząd i wnerwia go mendzenie moralistów, że boi się kolorowych sąsiadów. Na razie jego sąsiadami są Wiśniewski i Nowak, a z nimi zawsze będzie można spuścić kolorowym łomot, jakby za bardzo podskakiwali. Moralistom też.

 

Dodaj komentarz