Półkownik „Wałęsa”?

Niechaj ewentualny czytelnik mnie nie poprawia, gdyż chodzi o „półkownika” od „półki”, a nie od „pułku”, i o film pod tytułem „Wałęsa”, a nie o samego Wałęsę, choć łączy go z tym filmem nieprzypadkowa zbieżność nazwisk.

Co tu dużo gadać, serdecznie mi żal trójki wspaniałych artystów, jakimi są Andrzej Wajda, Janusz Głowacki i Robert Więckiewicz. Ich film po ostatnim krasomówczym wyczynie legendy „Solidarności” będzie chyba musiał pójść na półkę, bo gdzie, jeśli nie tam, można go teraz umieścić, gdy ma się choć odrobinę szacunku do samego siebie i swego życiowego dorobku?

Najpierw Amber Gold, teraz złotousty Lechu – zaiste, twórców tego filmu prześladuje chyba jakieś złośliwe fatum, nie pozwalające im ukończyć w spokoju dzieła, które od samego poczęcia opromieniała wizja złocistego Oscara.

Pisałem już kiedyś na tych łamach, że Lech Wałęsa jest niekwestionowanym mistrzem Polski w niszczeniu własnej legendy. Dzisiaj muszę go awansować do ligi światowej, w której były prezydent może się ubiegać o tytuł mistrza autodestrukcji z takimi gigantami jak Bill Clinton, Dominique Strauss-Kahn czy David Petraeus.

Pecha do Lecha ma również Adam Michnik, który najpierw podobno nosił za nim walizki, potem go znienawidził za krytykę rządu Mazowieckiego i wojnę na górze, następnie znów pokochał za odwołanie rządu Olszewskiego, by ponownie go znienawidzić za oferowanie nogi Kwaśniewskiemu. Nienawiść trwała parę lat, później Michnik na powrót Lecha szczerze pokochał za darcie łacha z reżimu Kaczyńskich, co mu jednak nie przeszkodziło zjechać go jak burą sukę za propozycję pozbawienia Güntera Grassa tytułu honorowego obywatela Gdańska z powodu służby w Waffen-SS.

Po numerze z Grassem zanosiło się na długi gniew, jednak miłość okazała się silniejsza; ponadto Lechu twardo trzymał sztamę z Tuskiem, jakże więc kogoś takiego nie kochać? Trzeba też pamiętać, że nie sam jeden Adam Michnik darzył miłością Wałęsę, gdyż równie mocno pokochała go cała „Gazeta Wyborcza”, w dodatku potrafiła mu tę miłość okazać, rozwijając na swych łamach nieustającą promocję kręconego o nim filmu.

Rozkoszniej być już nie mogło, aż tu nagle taki klops: pupil Michnika i GW postanowił na dokładkę do obalenia komuny zasłużyć się jako założyciel getta ławkowego w polskim Sejmie – dla mniejszości seksualnych.

Adam Michnik musi teraz coś z tym klopsem zrobić. Niemal słyszę go, jak mówi głosem Humphreya Bogarta z „Casablanki”:

– Lechu, to chyba koniec pięknej przyjaźni.

 

Dodaj komentarz