Rezultat amerykańskich wyborów wiadomy, ale nieogłoszony

Spadek po Hillary Clinton – 227 elektorskich głosów – pozostał nienaruszony. Od początku było wiadomo, że jeśli Trump nic z niego nie uszczknie, a straci Wisconsin i Michigan, to utrata choćby jeszcze jednego spośród wahadłowych stanów (Ohio, Pensylwania, Północna Karolina, Floryda, Georgia, Arizona) będzie kosztowała go prezydenturę. Czarny scenariusz się spełnił. Donald w pierwszym dniu wyborów stracił Arizonę, a w następnych dniach Wisconsin i Michigan. Jednakże jak dotąd nie zamierza sięgnąć po telefon, by pogratulować Bidenowi zwycięstwa.

Nie zamierza z dwóch powodów. Pierwszego powodu dostarczyła nie brana wcześniej w ogóle pod uwagę Nevada awansując niespodziewanie do rangi wahadłowego stanu, co w razie wygranej otworzyłoby przed Trumpem nową ścieżkę do zwycięstwa wyborczego (pod warunkiem, że nie poniesie dalszych strat). Drugi powód to złożone w kilku stanach pozwy sądowe przeciwko Bidenowi. Wszak kontestując w sądach zwycięstwo rywala trudno jednocześnie mu gratulować.

Od 3 listopada minęły już trzy dni i zaczyna się czwarty, mimo to w kilku stanach nadal trwa mozolne liczenie głosów. W Północnej Karolinie na przykład policzono ich aż 99%, tak samo w Georgii, ale żadna z głównych stacji telewizyjnych nie kwapi się z ogłoszeniem werdyktu, nawet stacja Fox News, która tak ładnie wyrwała się przed szereg z ogłoszeniem zwycięstwa Bidena w Arizonie. Co jest grane? – chciałoby się zapytać. Nikt nie chce brać na swoje sumienie wybuchu zamieszek z powodu ogłoszenia przegranej Trumpa? Niewykluczone, że właśnie dlatego liczenie głosów jest celowo przeciągane. Istnieje szansa, że im później gorzka prawda, przeczuwana przez obóz pokonanego, zostanie potwierdzona w mediach, tym łatwiej będzie się z nią oswoić i w końcu pogodzić.

Trump jest typem człowieka, który walczy do końca i do końca nie traci nadziei. Ale wszczęte przez niego procedury sądowe służą w gruncie rzeczy temu samemu celowi – stopniowemu zaakceptowaniu porażki. Kto wie, czy za jakiś czas nawet w szeregach Demokratów nie pojawi się nostalgia za Trumpem. Prezydentura Trumpa przysporzyła Ameryce tyle adrenaliny, że to nie może minąć bez śladu.

   

Dodaj komentarz