Przemówienie Tuska i speech Obamy

Prezydent Obama wygłosił swój speech w ubiegły czwartek na specjalnej sesji Kongresu Stanów Zjednoczonych. Premier Tusk przemawiał w sobotę na konwencji Platformy Obywatelskiej. Obu politykom chodziło o to samo – o reelekcję. Tusk mówił o niej wprost, co zrozumiałe, zważywszy na bliski termin wyborów parlamentarnych. Obama, który do wyborów prezydenckich ma jeszcze czternaście miesięcy, skoncentrował się wyłącznie na prezentacji swego planu zmniejszenia bezrobocia. O reelekcji wspomniał tylko mimochodem na początku wystąpienia, w dodatku nieomal odżegnując się od niej, ale wiadomo było, że nie może nawet marzyć o drugiej kadencji, jeśli przynajmniej nie przedłoży Kongresowi projektu ustawy wymierzonej w bezrobocie. Nic więcej zresztą nie potrzebuje z  tą ustawą robić, bo o to, żeby jej nie uchwalono, Republikanie już sami zadbają.

Łatwo być mądrym po szkodzie, ale i przed szkodą sporo ludzi twierdziło, że prezydent Stanów Zjednoczonych popełnia kolosalny błąd, stawiając przede wszystkim na ratowanie finansów i pozostawiając całkowicie na uboczu problem bezrobocia. Postąpić na odwrót oczywiście nie mógł, gdyż zaniedbanie finansów nie tylko doprowadziłoby do jeszcze większej zapaści zatrudnienia, ale w ogóle skończyłoby się katastrofą. Mógł natomiast spokojnie odłożyć na później niechcianą przez większość społeczeństwa reformę ubezpieczeń zdrowotnych i zaoszczędzony w ten sposób czas poświęcić głównie rynkowi pracy. Teraz na odkręcanie błędów jest już prawie dla niego za późno. Rzecz jasna, w traceniu czasu i energii bardzo mu się również przysłużyła oszołomska batalia Republikanów o obcięcie wydatków w zamian za zwiększenie limitu zadłużenia.

Premier Tusk trzy tygodnie przed wyborami nie ma takich zmartwień. Bezrobocie w Stanach wynosi obecnie 9,1%, w Polsce 11,7%. Polacy jednak nie są tak przewrażliwieni na punkcie bezrobocia jak Amerykanie. Obama z 9,1-procentowym bezrobociem sam prawdopodobnie za rok zostanie bezrobotnym. Tusk za bezrobocie 11,7-procentowe ma szansę zostać obwołany przez „Gazetę Wyborczą” człowiekiem roku. W sumie dlaczego nie, skoro „Gazeta Wyborcza” już ogłosiła, że Polacy mimo kryzysu są zadowoleni. O nas Polakach wiele można złego powiedzieć, ale na pewno nie to, że mamy wygórowane wymagania. Gdyby premier w swoim sobotnim przemówieniu ogłosił, że bezrobocie spadło do 9,1%, prawdopodobnie wszyscy byśmy na trzy cztery posikali się z radości w pory, a „Gazeta Wyborcza” natychmiast obwołałaby mówcę premierem stulecia.

Nie oznacza to, że premier Tusk w ogóle nie ma żadnych zmartwień. Otóż ma, wprawdzie tylko jedno, ale za to ogromne, a imię jego trzysta miliardów. Jak ogromne jest to zmartwienie, najlepiej wyjaśnił on sam:

„Gramy absolutnie o wszystko. Co się stanie z tymi 300 miliardami złotych, o jakie walczymy w budżecie Unii Europejskiej?”

„Te 300 miliardów to nie tylko szansa na to, aby również życie było łatwiejsze. To szansa na to, żeby dokończyć wielkie przedsięwzięcie cywilizacyjne.”

Nas nie stać na to, aby przyszli znowu ludzie, którzy zamkną ten kurek z pieniędzmi. Dla nich te 300 miliardów, ten wyścig cywilizacyjny nie ma żadnego znaczenia. A dla Polski nie ma ważniejszej rzeczy niż te 300 miliardów.”

„Zniknięcie tych parówek spowoduje niemały zamęt. Będzie to jednak zamęt grubymi nićmi szyty i wiemy lep jakiej propagandy kryje się za tymi nićmi. Dlatego też te parówki zewrą jeszcze bardziej nasze szeregi.”

Oj, przepraszam, ostatni cytat był z innego przemówienia, ale mam nadzieję, że mimo tej pomyłki, teraz już mniej więcej wiemy, o co się detalicznie premierowi z tymi parówkami, pardon, z tymi 300 miliardami, rozchodziło.

Premier Tusk, mając te 300 miliardów praktycznie w kieszeni, nie musiał się już rozwodzić jak Obama o bezrobociu i uspokoił tylko Polaków, przypominając, że w porównywalnych państwach, takich jak choćby Hiszpania, przekroczyło ono 20%, a nam, ho, ho, ile to jeszcze do tego brakuje. Planu B na wypadek zniknięcia tych parówek, przepraszam, nieotrzymania tych 300 miliardów, nasz premier nie przedstawił, zapewne żeby nie budzić licha.

Na marginesie wystąpień Tuska i Obamy nasuwają mi się takie refleksje. Polska, jako kraj niesamodzielny, który w 1989 roku postawił na niesamodzielność, a 1 maja 2004 roku raz na zawsze się w niej utwierdził, nie musi dzisiaj martwić się o jakieś głupie 300 miliardów złotych, dostanie je po prostu od Europy. Suma ta stanowi 1/3 polskiego długu. Gdyby Obama naciągnął jakiegoś dobrego wujka na 1/3 amerykańskiego długu, czyli 5 bilionów dolarów, problem jego drugiej kadencji byłby rozwiązany od ręki. Niestety miał pecha, że urodził się w Ameryce, która postawiła na samodzielność i nie nauczyła się żebrać.

 

4 myśli w temacie “Przemówienie Tuska i speech Obamy

  1. W Posce nie obowiazuja zadne wymogi kwalifikacyjne dla politykow zajmujacych stanowiska publiczne. Dlatego tez debilizm Tuska mnie nie zaskakuje. On po prostu nie potrafi wiecej. On nie wie czego nie wie. On nawet nie zdaje sobie sprawy ze za jego tumanstwo 38 mln ludzi bedzie placic przez nastepne 4 lata.

    Odnosnie bezrobocia, w Polsce, po uwzglednieniu emigracji, rzeczywiste bezrobocie jest rzedu 25-30%. Rzad nie robi nic w kierunku zmniejszenia bezrobocia a wyborcy nieczego nie oczekuja.
    Zadziwiajace.
    Ale jaki ten Donek jest dobry za to ze nic nie robi, bo Kaczynski jak wiemy robilby jeszcze mniej. Oto polska polityka.

    Niestety Obama jest tylko troche lepszy od Tuska. Klamal w kampani wyborczej. Duzo obiecywal a teraz kontunuje polityke Busha. A nawet zawstydza Busha bo zadluza Ameryke w tepie 3-4 krotnie szybszym.

    Zadziwia mnie jednak ze Obama i jego administracja i setki doradcow sa tak malo skuteczni w zwalczaniu kryzysu. Pokazuja ze nie rozumia elemetarnych mechanizmow dzialania ekonomi.

    Niedawno bylo QE3 ktore nic poztecznego nie zrobilo. Ale, juz jest mowa o QE4. W pierszych fazach ratowania bankow rzad wydal $1.7 trilliona ktore nie mialo wplywu na ozywienie gospodarki. I dalej jest to uwazane za dobre posuniecie. Oczywiscie pod rezimem urzedujacego prezydenta nie mozna miec innych opini. Lepiej byloby rozdac the $1.7 trilliona ludziom.

    Wbrew oficajalnej propagandzie fakem jest ze Obama nie naprawil finasow. Nie wprowdzil zadnych znaczacych reform, nie rozliczyl lobozow za spowodowanie kryzysu. Ameryka ciagle pozycza w tepie szybszym od tepa wzrostu gospodarczego.

    Obecny plan zmniejszenia bezrobocia rowniez bedzie fiaskiem.
    Jedno jest pewne, amerykanski dlug publiczny powiekszy sie o koszty tego planu. ($450 bln)
    Dlaczego ten plan mialby stwarzac miejsca pracy ? Nie dlatego ze beda obnizki podatkow. Czy osoba prywatna ktora dostanie $50 ulge podatkowa stworzy miejsca pracy ?? Czy bizness ktory dostanie $5000 tax brak zatrudni dodatkowa osobe ? Bzdura, akcjonariusze to wezma. Administracja zapomniala ze biznesy buduje sie wokol produktu lub pomyslu. Te dobra Ameryka eksportuje do Chin.
    Aha jest propozycja budowy i odbudowy infrastruktury. Ale dlaczego to mialoby stwarzac nowe miejsca pracy ? To moze pomoc utrzymac juz istniejace zatrudnienie. Trzecia pozycja w planie Obamy jest przedluzenie zasilkow dla berobotnych i pomocy socjalnej. To dobre, pozyteczne. To kupuje glosy are nie rozwiazuje problemu.

    Plan Obamy bedzie fiaskiem. Bez reform sektora finasowego i globalizacji kryzys bedzie dalej sie poglebial. Garstka lobozow w zarzadach instytucji finansowych zarzadza calym kapitalem wytworzonym w US dla swego wlasnego interesu. Z tym trzeba skonczyc. A Obama tego nie rozumie albo nie ma odwagi.

    Polubienie

  2. Też mam wrażenie, że uchwalanie ustaw to czysta strata czasu i energii, a jedynym sposobem na bezrobocie jest skuteczne pobudzenie gospodarki. Tylko jak to zrobić? Pierwsze, co przychodzi na myśl, to nowe technologie i budowanie wokół nich potężnego krajowego przemysłu. Ameryka ma tyle uniwersytetów badawczych i centr projektowych, tyle garaży samochodowych, gdzie często wypalają najlepsze pomysły, że jak najbardziej stać ją na nowy technologiczny skok. Cóż z tego? Masowa produkcja i miejsca pracy i tak znowu pójdą do Chin i Indii, gdzie jest tania siła robocza i pełen luz w kwestii zanieczyszczenia środowiska czy zatrudniania dzieci. Nie będzie ratunku dla ubożejącej klasy średniej w USA, dopóki reszta świata nie nasyci się dobrobytem.

    Polubienie

  3. „dopóki reszta świata nie nasyci się dobrobytem” Nie, dopoki akcjonariusze wielkich korporacji i zarzady nie nasyca sie dobrobytem. A tak sie nigdy nie stanie.

    Globalizacja jest idiotyzmem. To dowod ze wielkie korporacje rzadza a rzad tylko wypelnia ich oczekiwania. Rzad USA jest slugusem wielkich korporacji. Taka jest prawda. Ofiara tego jest caly kraj.
    Piec najbardziej zyskownych korporacji w US dostaje ulgi podatkowe. Czy to nie jest zabawne ? Rzad US jest bezposrednio lub posrednio odpowiedzialny za koszty kazdego biznesu w USA. Ale rzad nie musi byc konkurencyjny, nie podlega efektowi globalizacji. Prywartny business musi byc konkurencyjny, na ktory rzad narzuca koszty ??? Przeciez to jest cyrkiem.

    Niestety rzad US jest tylko slugusem wielkego biznesu. Udaje ze cos robi i nie ma pojecia o tym co robi.

    Np ten pomysl z obnizaniem podatkow. Ubzduralo sie tym politykom ze gdy ktos dostnie $50 wiecej na reke to kogos zatrudni. Albo gdy biznes dostanie ulge podatkowa to zatrudni wiecej osob. Przeciez ci ludzie nie maja pojecia ‚what drives business’. Powinni najpierw sprawdzic czy powstaly nowe miejsca w korporacjach ktore juz otrzymuja ulgi podatkowe wprowadzone przez Busha.

    Pytaniem jest dlaczego rzad ma tracic podatki i dalej zadluzac kraj podczas gdy sektor finasowy marnuje trilliony dollarow kazdego roku po przez sposob w ktory inwestuje? A przeciez sektor finasowy tylko zarzadza kapitalem nalezacym do wszystkich obywateli. To ten kapital powinien byc uzyty dla rozwoju biznesu a nie stracone podatki.

    Niestety widac tu tchorzostwo administracji. Nie wierze ze nikt tego nie rozumie. To tchorzostwo.

    Polubienie

  4. Nie chodziło mi o nasycenie się dobrobytem w sensie zaspokojenia jakiegoś głodu, miałem raczej na myśli rozpowszechnienie się dobrobytu w tych częściach świata, gdzie go dotychczas nie było. Dopóki to nie nastąpi i dopóki przeciętny pracownik w krajach trzeciego świata nie stanie się równie wybredny i wymagający jak pracownik amerykański, klasa średnia w USA nie ma co marzyć o powrocie do dostatniego życia sprzed globalizacji.

    Polubienie

Dodaj komentarz